Streets of Rage 4 (Switch) – recenzja


Streets of Rage 4 – recenzja Nintendo Switch Retro SEGA

Dwadzieścia sześć lat, tyle czasu upłynęło, odkąd ukazała się trzecia część Streets Of Rage. W branży gier video przez tyle lat mogłyby przewinąć się spokojnie trzy generacje. Przyznam, że zapowiedź kontynuacji tej serii mile mnie zaskoczyła, tym bardziej że dawno, dawno temu byłem szczęśliwym posiadaczem konsoli Mega Drive II i spędziłem z trylogią Streets Of Rage wiele przyjemnych chwil. Jako fan retro jestem jak najbardziej za ożywianiem starych, ciepło wspominanych tytułów, ale pod warunkiem, że jest to zrobione z głową i pasją. Jak do tematu podeszli deweloperzy, którzy podjęli wezwanie wskrzeszenia jednej ze mile wspominanych przez graczy serii chodzonych bijatyk? Postaram się na to pytanie odpowiedzieć w niniejszej recenzji.

Streets of Rage 4 – recenzja Nintendo Switch Retro SEGA
Czwarta część Streets Of Rage jest owocem połączonych sił trzech deweloperów: Guard Crush Games (Streets Of Fury), którzy odpowiedzialni są za kod gry, Lizardcube (Wonder Boy: The Dragon’s Trap) zadbali o stronę wizualną tytułu i w końcu stojące za produkcją i projektem DotEmu – paryskie studio znane graczom z odświeżenia wielu tytułów z lat 80 i 90. Rezultat współpracy tych trzech zespołów okazał się więcej niż zadowalający – otrzymaliśmy pełnoprawną i godną kontynuację Streets of Rage.

Akcja gry umiejscowiona została 10 lat po wydarzeniach z trzeciej części, nowym zagrożeniem dla bezpieczeństwa Wood Oak City stali się potomkowie pokonanego Mr.X, rodzeństwo stojące na czele nowo utworzonej przestępczej organizacji o nazwie…Y. Na ratunek zastraszonym mieszkańcom miasta ruszają znowu dobrze znani bohaterowie z poprzednich części z Axelem Stone na czele. Pojawiają się również nowe twarze, Cherry Hunter – córka Adama (grywalnej z postaci z poprzednich części) i Floyd Iraia, którego siła ciosów sieje spustoszenie na ekranie.

Streets of Rage 4 – recenzja Nintendo Switch Retro SEGA
Jak tylko znalazłem się na opanowanych przez członków gangu Y ulicach, poczułem się jak za starych dobrych czasów. Sama rozgrywka niewiele się zmieniła. System walki nadal jest prosty, ale jednocześnie wciągający i satysfakcjonujący. Widowiskowe są ataki specjalne szczególnie star-move, które możemy aktywować dzięki zebranym gwiazdkom. Obijanie facjat przeciwników tak jak kiedyś sprawia nieskrępowaną przyjemność, przerzucanie w powietrzu, rzucanie o podłogę i mój ulubiony cios z bańki – to jest to, co tygrysy lubią najbardziej. Twórcy lekko usprawnili mechanikę pozwalająca na łączenie ciosów z ich silniejszymi odpowiednikami. W odróżnieniu od poprzednich odsłon część energii, która poświęcona została na odpalenie ciosów specjalnych, można teraz odzyskać – atakując przeciwników – pod warunkiem, że nie odniesiemy w tym czasie obrażeń. Tradycyjnie nie mogło zabraknąć porozrzucanych lub zdobytych w walce broni w postaci noży, tasaków, butelek z kwasem, paralizatorów czy mojej ulubionej stalowej rury. Jeśli chodzi o aspekt grywalnych postaci, najgorzej grało mi się Floydem, pomimo jego mocnych i widowiskowych ciosów, warto wspomnieć, że jest to postać wolna i ociężała. Najbardziej odczuwalne jest to podczas walk z bossami czy w sytuacjach gdy zostaniemy okrążeni przez dużą liczbę przeciwników. Blaze, z kolei nie zadaje tak potężnych ciosów, ale jest zwinna i bardzo szybka. Każdy powinien jednak znaleźć swoją ulubioną postać w zależności od preferowanego stylu gry. Mnie najlepiej grało się Adamem.

Streets of Rage 4 – recenzja Nintendo Switch Retro SEGA
Lokacje są zróżnicowane. Rozgrzewając się na początku na ulicach Wood Oak City, będziemy przemierzać kanały wypełnione toksycznym kwasem, komisariat policji czy walczyć na dachu pędzącego pociągu. Pełno jest odniesień do poprzednich odsłon. Już na samym początku uważni gracze skojarzą znajome neony. Znajomi też są przeciwnicy, cała gama różnej maści oprychów została wyjęta z poprzednich części. Punki w charakterystycznych żółtych kurtkach, czy panie skąpo odziane w lateks, potrafiące dosłownie elektryzować gracza swoim biczem.

Już od pierwszych chwil bardzo pozytywne wrażenie robi oprawa graficzna, ale temu nie ma się co dziwić, ekipa Lizardcube pokazała, na co ich stać w Wonder Boy: The Dragon’s Trap. Charakterystyczna komiksowa kreska bardzo dobrze pasuje do klimatu gry. Lokacje są pełne detali, z ekranu wylewają się soczyste kolory, a efekty takie jak np. padający deszcz czy unosząca się mgła, dodają odwiedzanym miejscówkom nutę mrocznej atmosfery. Odpowiedzialne za port na Switcha Seaven Studio wykonało swoją robotę wręcz wzorowo. Gra śmiga w sześćdziesięciu klatkach na sekundę zarówno w trybie przenośnym jak i stacjonarnym. Podczas rozgrywki nie doświadczyłem ani razu najmniejszego spowolnienia czy przycięcia i za to duży plus.
 
Streets of Rage 4 – recenzja Nintendo Switch Retro SEGA
Trylogia Streets Of Rage słynie z bardzo dobrej ścieżki dźwiękowej. Yuzo Koshiro i Motohiro Kawashima zadbali o to, aby psychodeliczne brzmienia wprowadziły gracza w trans ulicznej zadymy. Polecam przesłuchać zwłaszcza OST do Streets Of Rage 3. Nie inaczej jest w przypadku „czwórki”. Za muzykę odpowiada Olivier Deriviere, który wyraźnie inspirował się utworami z poprzednich odsłon. Swoją cegiełkę dołożyli również znani japońscy kompozytorzy (Yōko Shimomura, Harumi Fujita) czy wspomniani wyżej Yuzo Koshiro i Motohiro Kawashima. Fani poprzednich odsłon z pewnością ucieszą się z możliwości wyboru retro ścieżki dźwiękowej z utworami ze Streets Of Rage 1 i 2.

Uzasadnione obawy może budzić długość kampanii. Główny tryb Story składający się z 12 poziomów można na upartego przejść na jednym posiedzeniu. Na szczęście twórcy dodali mnóstwo zawartości dodatkowej do odblokowania. Jest tryb sieciowy Battle, w którym możemy rozegrać pojedynki z innymi graczami na wybranej arenie. Można ponownie spróbować swoich sił w pojedynkach z samymi bossami w trybie Boss Rush. Bardzo ucieszyła mnie możliwość wcielenia się w bohaterów z poprzednich części. Do odblokowania czeka 12 postaci z całej trylogii.

Streets of Rage 4 – recenzja Nintendo Switch Retro SEGA
Czy warto sięgnąć po Streets of Rage 4? Jeśli jesteś fanem chodzonych bijatyk, mile wspominasz serię i lubisz wyciskać ostatnie soki z gry, poprzez pobijanie własnych rekordów punktowych czy przechodzenie gry na wyższych poziomach trudności, to jak najbardziej tak. W przeciwnym razie możesz być zawiedziony krótkim czasem kampanii. Niemniej jednak twórcy wywiązali się z obietnicy i dostarczyli pełnoprawną kontynuację, która dzięki znakomitej, ręcznie rysowanej grafice tchnęła nowe życie w Wood Oak City. Rozgrywka niewiele się zmieniła i to należy uznać za zaletę, bo skoro coś działa bardzo dobrze, to po co to zmieniać? Spotkanie się ponownie z Aleksem, Adamem i Blaze po 26 latach ożywiło wspomnienia z czasów, gdy królowały 16-bitowe konsole – zatem więc wracam ponownie na ulice Wood Oak City, bo ktoś musi ocalić to miasto.
 
Ocena: 8.5 
Plusy
  • Niezmieniona, lekko podrasowana rozgrywka
  • Ręcznie rysowana oprawa graficzna
  • Ścieżka dźwiękowa
  • Zawartość dodatkowa
Minusy
  • Krótka kampania

0 Komentarze

Prześlij komentarz

Dodaj komentarz (0)

Nowsza Starsza