Gunlord X (Switch) – recenzja


Gunlord X - recenzja Nintendo Switch 16bit Retro
 
Odkryta przypadkiem, spośród niezliczonej ilości mniej znanych produkcji znajdujących się w eShopie, okazała się ukrytą perełką i udanym powrotem do lat 90 – czasów, w których grałem bez opamiętania na ośmiobitowym Commodore 64. Gunlord X niczym wehikuł czasu zabrał mnie w przeszłość i wtedy wróciły wspomnienia.

Najpierw był Turrican 

 
Gunlord X - recenzja Nintendo Switch 16bit Retro
Swego czasu, byłem wielkim fanem produkcji określanych na zachodzie jako run’n’gun. Jedną z moich ulubionych gier z tego gatunku był Turrican – tytuł na pewno będą kojarzyć gracze z czterdziestką na karku – szczególnie posiadacze Commodore 64 i Amigi. Dla tych, którzy nie grali, produkcję tę można zaklasyfikować jako platformówkę akcji 2D z elementami Metroidvanii, lekko przyprawioną nutą kosmicznych strzelanin, z których przywołanie kultowego R-Type będzie jak najbardziej trafne. Niestety, podobnych gier było w późniejszym czasie jak na lekarstwo, ale znalazła się grupa zapaleńców z NG:DEV TEAM, która postanowiła stworzyć godnego następcę Turricana. Tak oto narodził Gunlord, który po raz pierwszy ukazał się w 2012 roku na konsoli NEO GEO, następnie zawitał na Dreamcasta, a w 2019 roku ukazał się na Nintendo Switch i PlayStation 4.

Uzbrojony aż po zęby


Gunlord X - recenzja Nintendo Switch 16bit Retro
Jak na miano Gunlorda przystało, główny bohater dysponuje potężnym arsenałem broni, zdolnym wyciąć w pień najgorszych łotrów w całej galaktyce. Poza główną bronią, którą można zmieniać w często ukrytych, unoszących się dystrybutorach, do dyspozycji jest mój ulubiony laser, który możemy obracać prawym analogiem o 360 stopni, do tego bomby, których wybuch powoduje powstanie podwójnej fali energii, zamieniającej w pył wszystko, co znajduje się w jej zasięgu. Jakby tego jeszcze było mało, protagonista może przybrać formę turlającej się kuli, umożliwiającej po drodze podkładanie ładunków wybuchowych. Wszystko to sprawia, że gracz ani na chwilę nie odczuwa nudy, a wszechobecna rozwałka daje niesamowitą frajdę.

Powrót do lat 90

 
Gunlord X - recenzja Nintendo Switch 16bit Retro
Gunlord X wyróżnia się  ciekawymi projektami poziomów. Poszczególne etapy są różnorodne. Zawierają sekretne miejsca, zmuszają wręcz do wykorzystania w pełni dostępnego arsenału broni, aby przeżyć w starciu z hordami obcych, czającymi się na każdym kroku. Miłym urozmaiceniem okazały się krótkie etapy wzorowane na kosmicznych strzelaninach. Lot myśliwcem i końcowy boss w drugim poziomie przywołał wspomnienia z R-Type. Lokacje na pierwszy rzut oka mogą wydawać się obszerne, to raczej nie ma mowy o tym, żeby się zgubić. Porozrzucane tu i ówdzie drogowskazy pomagają dotrzeć do upragnionego celu. Nie myślcie jednak, że Gunlord X jest grą łatwą. Czasami potrzeba dużo cierpliwości i główkowania – szczególnie w walkach z bossami. Spoglądając na screeny, wielu z Was może skojarzyć je z latami 90 i Amigą. Tak właśnie jest. Oprawa graficzna to 16-bitowa uczta dla oka z wylewającymi się z ekranu żywymi kolorami i 60 klatkami na sekundę zarówno w trybie zadokowanym jak i przenośnym. W wersjach na Nintendo Switch i PS4 twórcy dodali specjalne opcje graficzne, aby dostosować wygląd gry według własnego uznania. Fani retro na pewno ucieszą się z filtru scanlines, który sprawia, że gra wygląda niczym jak na starych telewizorach / monitorach CRT. Jako że Gunlord pierwotnie ukazał się w formacie 4:3, dostępna jest możliwość rozciągnięcia obrazu w poziomie lub dodania ramek po bokach.

Na osobny akapit zasługuje ścieżka dźwiękowa. Jest tak dobra, że chcesz do niej wrócić po ukończeniu gry. Słuchałem jej gdy pisałem tę recenzję. Rafael Dyll stanął na wysokości zadania, dostarczając utwory w klimacie elektronicznej muzyki z lat 80-90. Każdy z nich jest dobrze dopasowany do danej lokacji i pozwala jeszcze bardziej wczuć się w klimat. Wiele z tych kawałków wciąż „siedzi” mi w głowie i zapewniam Was, że po ukończeniu gry będziecie mieli podobnie.

Podróż, która kończy się zbyt szybko 

 
Gunlord X - recenzja Nintendo Switch 16bit Retro
Po zaliczeniu wszystkich 11 poziomów pozostał lekki niedosyt. Najwięcej czasu może zająć pierwsze przejście, rozeznanie lokacji, nauczenie się sposobów na pokonanie bossów. Pewnym przedłużeniem rozgrywki jest odkrywanie sekretnych lokacji, które zazwyczaj zawierają duże diamenty, których skompletowanie wynagradzane jest kolejną kontynuacją. Dodatkową motywacją dla posiadaczy wersji dla PS4 może okazać się do zdobycia platynowe trofeum. Gunlord X jest dobrą propozycją dla osób, które uwielbiają eksplorację i przechodzenie gry z jak najlepszym wynikiem czasowym. Po ukończeniu gry odblokowany zostaje tryb speedrun i mierzony jest czas przejścia każdej lokacji jak i całej gry. 

Stara szkoła w dobrym stylu


Gunlord X - recenzja Nintendo Switch 16bit Retro
Gunlord X okazał się dla mnie miłym zaskoczeniem, godnym następcą Turricana i przede wszystkim udanym powrotem do lat, w których zaczynałem swoją przygodę z grami. Jeśli jesteś fanem Metroida i platformówek 2D, zorientowanych na szybką akcję, to nie musisz szukać dalej – ta gra zapewni Ci same przyjemne chwile od początku do końca. Starsi gracze będą mieli podwójną frajdę, wyłapując wiele nawiązań do Turricana i wspominając z nostalgią lata 90. Przygody kosmicznego wojownika idealnie wpasowują się do przenośnego formatu, pozwalając na krótkie sesje pomiędzy większymi tytułami. Dla fanów retro i „amigowych” klimatów to bez dwóch zdań obowiązkowy tytuł w bibliotece Switcha.
 
Ocena: 8.0
Plusy
  • Wciągająca, prosta, ale wymagająca rozgrywka
  • Projekty poziomów
  • Ścieżka dźwiękowa
  • Oprawa graficzna stylizowana na 16-bitowe produkcje
Minusy
  • Zbyt szybko się kończy

0 Komentarze

Prześlij komentarz

Dodaj komentarz (0)

Nowsza Starsza