Turrican II: The Final Fight (Switch) - recenzja

Turrican II: The Final Fight (Switch) - recenzja

Nigdy nie spodziewałbym się, że w 2021 roku wyląduje u mnie na półce pudło z tytułem, w który namiętnie grałem prawie 30 lat temu na ośmiobitowym Commodore 64, a potem na Amidze, PC i ostatnio na Nintendo Switch. W tym roku druga część Turricana obchodzi trzydziestolecie i jak sobie o tym pomyślę, to nasuwa mi się natychmiast jeden wniosek - jak ten czas szybko i nieubłaganie pędzi do przodu
 
Turrican II: The Final Fight (Switch) - recenzja
Starzy wyjadacze z czterdziestką na karku, którzy byli szczęśliwymi posiadaczami Amigi, pewnie doskonale pamiętają, że na tym sprzęcie królowały dwuwymiarowe platformówki i scrollowane shootery. Turrican II zgrabnie łączy oba te gatunki gier w jedną niezwykle grywalną całość, co zostało zresztą docenione wówczas przez wiele amigowych magazynów o grach, które przyznały tej produkcji noty powyżej 90%. Przygody uzbrojonego po zęby wyzwoliciela galaktyki mogą Ci kojarzyć się z takimi uznanymi seriami jak Contra czy Metroid. Jeśli wciąż masz ogromny apetyt na taką niepohamowaną rozwałkę w towarzystwie świetnej ścieżki dźwiękowej grającej w tle, to Turrican II będzie znakomitym wyborem.

Turrican II: The Final Fight (Switch) - recenzja
Druga część gry wprowadza po raz pierwszy tło fabularne i protagonistę - Brena Mc Guire. Jeśli pozostaniesz dłuższą chwilę na ekranie tytułowym, to będziesz miał(a) przyjemność obejrzeć krótkie wprowadzenie do gry. Statek Avalon 1, którego załoga składa się z najlepszych kadetów kosmicznych, zostaje zaatakowany przez ogromny krążownik bojowy. Żądna krwi armia mutantów wdziera się na pokład Avalonu 1 i dokonuje masakry na próbującej stawić daremny opór załodze. Na pole bitwy, na którym ścielą się ciała poległych kadetów, wkracza siejący postrach w galaktyce imperator „The Machine”. Upojony zwycięstwem nie zauważa, że ​​jeden członek załogi przeżył i cicho leży pośród swoich martwych kumpli. Gdy imperator i jego banda oślizgłych mutantów opuścili Avalon 1, jedyny ocalały, Bren Mc Guire wkłada zbroję Turricana i udaje się na planetę Landorin, aby pomścić swoich kolegów i uwolnić wszechświat spod władzy bezwzględnego tyrana. Tyle wprowadzenia i choć nie grzeszy ono oryginalnością (szybko zapomnimy o tej historyjce w ferworze walki), to miło ze strony twórców, że w porównaniu do pierwszej części nie jesteśmy tylko bezimienną maszyną od brudnej roboty. 

Turrican II: The Final Fight (Switch) - recenzja
Zanim staniesz twarzą w twarz z budzącą przerażenie, monstrualną Maszyną, będziesz musiał(a) przedrzeć się przez 11 strzeżonych przez obcych poziomów. Zaczynając na powierzchni planety, zapuszczając się dalej w głąb bazy wroga, przez podwodne obszary, fabrykę robotów czy lokację, która jakby żywcem została wyciągnięta z filmu Obcy – można nawet spotkać Facehuggery, które nieostrożnemu graczowi wysysają całą energię życiową w mgnieniu oka. Duży plus dla deweloperów za ciekawe projekty poziomów. Niektóre z nich można przejść na kilka sposobów. Jeśli lubicie eksplorację polegającą na odnajdowaniu ukrytych pomieszczeń czy skrótów w Turicanie II tego nie zabraknie. Co jakiś czas stoczysz pojedynek z nieco silniejszymi przeciwnikami. Walki z bossami w tym tytule nie nalezą do trudnych i jak już odkryjemy na nich sposób, to pokonanie takiego delikwenta będzie tylko formalnością. 
 
Turrican II: The Final Fight (Switch) - recenzja
Mniej więcej w połowie przygody będziesz miał(a) możliwość przez trzy następujące po sobie poziomy pilotować gwiezdny myśliwiec. Ten segment gry przypomina takie kosmiczne strzelaniny jak R-Type czy Gradius II, gdzie statek nabiera nagle dużej prędkości, a gracz musi umiejętnie manewrować w sieci ciasnych korytarzy. Fani produkcji spod szyldu Rainbow Arts natychmiast wychwycą pewne zabawne nawiązanie do jednej z gier (Katakis) autorstwa ojca Turricana Manfreda Trenza.
 
Turrican II: The Final Fight (Switch) - recenzja
Przez większą część rozgrywki będziemy poruszać się pieszo, ale pewnie ciekawi Cię jak sobie poradzisz z zastępami obcych, którzy dosłownie co chwilę wylatują znikąd w hurtowych ilościach, chcąc za wszelką cenę pozbawić życia głównego bohatera. Jeśli chodzi o dostępne możliwości unicestwiania agresywnych mutantów, to na tym polu Turrican II nie ma sobie równych. Dzięki rozsianym po całej planecie ukrytym kapsułom z dopałkami będziemy mogli stale zmieniać i ulepszać posiadany ekwipunek. Poza trzema standardowymi rodzajami broni (Multiple, Bounce i Laser) do dyspozycji masz moją ulubioną zabawkę, czyli niezwykle skuteczny i śmiercionośny promień, który można obracać o 360 stopni dookoła postaci, kosząc wszystko, co w danej chwili nawinie się w jego zasięgu, ale to jeszcze nie koniec! W beznadziejnych sytuacjach z pomocą przychodzą bomby wyzwalające podwójną falę energii, zmiatającą wrogów z obu stron. W ciasne przejścia dostaniemy się dzięki możliwości transformacji w zabójcze koło zębate, zdolne po drodze podkładać ładunki wybuchowe i zadawać obrażenia obcym. W tej formie Bren jest zawsze nietykalny, warto o tym pamiętać i w odpowiednim momencie obrócić to na swoją korzyść.
 
Turrican II: The Final Fight (Switch) - recenzja
Oprawa graficzna jak na możliwości 16-bitowej Amigi stoi na wysokim poziomie. Każda lokacja charakteryzuje się swoją unikalną scenerią i różni się znacząco od pozostałych. Podczas eksploracji nieprzyjaznej planety Landorin nie będziemy narzekać na brak urozmaicenia w kwestii uprzykrzających nam życie przeciwników, którzy są płynnie animowani, nie wspominając już o ciekawie zaprojektowanych bossach.

Turrican II: The Final Fight (Switch) - recenzja
Ścieżka dźwiękowa autorstwa Chrisa Huelsbecka jest tym, za co wielu graczy ten tytuł pokochało i chętnie do nie go powraca. Dźwiękowe możliwości Amigi nigdy wcześniej nie były wykorzystane w taki sposób, jak zrobił to ten utalentowany kompozytor. Chris wycisnął ze sprzętu, więcej niż fabryka dała, tworząc siedmiokanałową muzykę (Amiga 500 dysponuje czterema kanałami) - efekt? Jedna z najlepszych ścieżek dźwiękowych na Amigę - o ile nie najlepsza. Każdy utwór ma coś w sobie, szybko wpada w ucho i sprawia, że jesteś jak transie, czerpiąc niesamowitą frajdę z zadymy, która wylewa się z ekranu konsoli. Gdy rozpoczniesz rozgrywkę i usłyszysz chwytliwy kawałek The Desert Rocks będziesz wiedział, o czym piszę. Bardzo podobał mi się także utwór The Wall z poziomu w fabryce pełnej kół zębatych. Niepokojącą atmosferę buduje kompozycja pod koniec gry w etapie inspirowanym twórczością H.R. Gigera. Najpierw usłyszymy bicie serca, wycie obcych, a następnie muzykę, która nadaje niezwykłego i mrocznego klimatu tej lokacji. Dodajmy do tego dobrze dobrane efekty dźwiękowe w postaci wybuchów, strzałów, głosu (gdy zbieramy ulepszenia) - wtedy zrozumiesz, że oprawa audio w tej grze ma niezwykle ogromny wpływ na przyjemność płynącą z rozgrywki. Gdy po wielu latach, kilka dni temu ponownie ukończyłem ten tytuł i patrzyłem na napisy końcowe, a w tle grał kawałek Freedom, to nostalgia sięgnęła zenitu i pomyślałem sobie, że ta gra jest tak cholernie dobra, że prawie nic się nie zestarzała. To był ten magiczny moment, który pozwolił mi poczuć się tym małym chłopcem, zupełnie jak na początku lat 90 – niesamowite uczucie.
 
Turrican II: The Final Fight (Switch) - recenzja
Turrican II nie należy do gier łatwych. Pierwszy kontakt z tym tytułem może okazać się dla niektórych bardzo bolesny. Przeciwnicy są podstępni, atakują szybko i znienacka. Zanim się obejrzysz, pasek energii życiowej spadnie do zera. Poza dobrym refleksem niezbędna będzie umiejętność tworzenia sobie w głowie mapy każdego poziomu. Zdarzają się momenty w grze, w których trzeba będzie wymierzyć precyzyjnie skok – szczególnie w tych segmentach rozgrywki, gdzie występują podmuchy wiatru. Pomimo że na zaliczenie każdego poziomu masz ograniczony czas, to pośpiech będzie Twoim największym wrogiem. Cierpliwość i odpowiednie przygotowanie się na to, co czai się za rogiem, to najlepsza rada, jaką mogę Ci dać na początek. Wysoki poziom trudności łagodzą porozsiewane gęsto kapsuły z ulepszeniami i mnóstwo poukrywanych dodatkowych żyć. W ramach kompilacji Turrican Flashback twórcy dostosowali tę produkcję do dzisiejszych standardów, wprowadzając opcję zapisu stanu gry w dowolnym momencie czy nawet możliwość przewijania do tyłu rozgrywki. Jeśli nawet te ułatwienia okażą się dla Ciebie niewystarczające, to zawsze można skorzystać z kodów, dających nieograniczoną ilość żyć. 
 
Turrican II: The Final Fight (Switch) - recenzja
Za każdym razem, gdy sięgam po starą grę, towarzyszą mi uzasadnione obawy czy dany tytuł wciąż sprawi mi taką samą frajdę jak kiedyś. Przestarzała oprawa graficzna czy toporna mechanika mogą okazać się takim przysłowiowym kubłem zimnej wody. W przypadku Turricana II na szczęście tak się nie stało. Rozgrywka wciąż jest niezwykle angażująca, a oprawa graficzna na Switchu w trybie przenośnym nie straciła nic ze swojego uroku. Nieco gorzej może ta produkcja prezentować się w trybie stacjonarnym, gdy pikseloza wyjdzie na wierzch na dużym ekranie TV. W celu częściowego złagodzenia tego efektu deweloperzy dodali możliwość nałożenia filtrów graficznych, które maskują niedoskonałości 16-bitowej grafiki. Jest nawet opcja emulująca ekran monitorów CRT z możliwością dodania zaokrąglonych rogów – po prostu retro pełną gębą.
 
Turrican II: The Final Fight (Switch) - recenzja
Nie ukrywam, że byłem pozytywnie zaskoczony, gdy po raz pierwszy dowiedziałem się o tym, że Turrican ukaże się po tylu latach na konsolach i chociaż jest to tylko port z Amigi, to kto wie - może kiedyś doczekam się jeszcze pełnoprawnego remake albo (o czym po cichu marzę) zupełnie nowej części. Na pewno pozostaje spory niedosyt w kwestii zawartości dodatkowej. Takie rzeczy jak galeria ze skanami, szkicami koncepcyjnymi, ciekawostkami związanymi z pracą nad grą czy nawet wbudowany odtwarzacz ze ścieżką dźwiękową stanowiłyby bardzo dobre uzupełnienie do tego wydania. 
 
Turrican II: The Final Fight (Switch) - recenzja
Przygody nieustraszonego kosmicznego wojownika, który poprzysięga zemstę za śmierć swoich towarzyszy, wciąż dają mi taką samą radość i satysfakcję z rozgrywki jak kiedyś – to tytuł, do którego zawsze będę wracał i wykręcał jeszcze lepsze wyniki. Ponadczasowy kawałek kodu, który z pewnością znalazł miejsce w sercu niejednego Amigowca, powraca po 30 latach i jestem pewien, że będzie jeszcze długo pamiętany jako jedna z najlepszych dwuwymiarowych platformówek nastawionych na dynamiczną akcję.


Ocena: 9.0
Żaber poleca - pieczęć jakości
Plusy
  • Wciąż niezwykle angażujący i niesamowicie grywalny tytuł
  • Masa przeciwników do rozwałki, ciekawe projekty poziomów
  • Bogaty arsenał broni do dyspozycji
  • Ścieżka dźwiękowa autorstwa Chrisa Huelsbecka
  • Wysoki poziom trudności
  • Opcja zapisu stanu rozgrywki w dowolnym momencie 
  • Możliwość dostosowania sterowania do swoich preferencji
  • Dostępne opcje nałożenia różnych filtrów graficznych dla fanów retro


Minusy
  • Brak jakiejkolwiek zawartości dodatkowej

0 Komentarze

Prześlij komentarz

Dodaj komentarz (0)

Nowsza Starsza