Ys VI: The Ark of Napishtim (PC) - recenzja

Ys VI: The Ark of Napishtim
 

Adol Christin z pewnością nie wiedziałby co ze sobą zrobić, gdyby nie czekały na niego kolejne nieprawdopodobne przygody. Czerwonowłosy wojownik ma wyjątkowy talent do pakowania się w tarapaty i pecha do podróżowania statkami. Tym razem fale wyrzuciły go na brzeg zupełnie obcego mu lądu, który jak się okaże, kryje w sobie uśpione przez wiele lat tajemnice. 

Za każdym razem gdy sięgam po kolejny tytuł z serii Ys to wiem, że będę świetnie się bawił. Przygody czerwonowłosego poszukiwacza przygód skradły moje serce dynamiczną rozgrywką, dającą niesamowitą frajdę szczególnie w walkach z bossami, które przyprawiają o szybsze bicie serca. Czas spędzony z grami z tego uniwersum zawsze upływa mi bardzo szybko i nie inaczej było z szóstą odsłoną serii Ys VI: The Ark of Napishtim.
 
Wandering Calamity Boss w Lesie Quatera.
Wandering Calamity, pierwszy boss w grze - tak na rozgrzewkę.
 
Nieprzytomny protagonista zostaje odnaleziony i uratowany przez dwie siostry Olchę i Ishę z plemienia Rehda. Mieszkańcy zielonej wyspy Quatera natychmiast skojarzyli mi się swoim wyglądem z elfami i ich charakterystycznymi szpiczastymi uszami. Cechą charakterystyczną tubylców są również puszyste ogony! Plemię Rehda żyjące w harmonii z naturą ma jednak na pieńku z ludźmi, których nazywają Eresianami, więc Adol nie jest w ich wiosce mile widziany. Pewne wydarzenia jednak sprawiają, że nastawienie mieszkańców wyspy do czerwonowłosego przybysza zmienia się diametralnie. W tym momencie główny bohater rozpoczyna swoją wielką przygodę, odkrywając tajemnice trzech położonych niedaleko siebie wysp. 
 
Ruiny Utraconego Czasu, tuż przed spotkaniem z bossem.
Ruiny Utraconego Czasu, jedna z najbardziej klimatycznych miejscówek w grze.
 
Jeśli graliście w inne części z tej serii, to mniej więcej wiecie czego się spodziewać. Ys VI to japoński RPG nastawiony przede wszystkim na soczystą akcję. Eksplorując niezbadane zakątki Wysp Canaan będziemy wycinać w pień zastępy potworów i ulepszać stopniowo swój ekwipunek. Nie zabraknie widowiskowych starć z bossami. Nie każdego z nich da się załatwić w bezpośrednim starciu. Z pomocą przychodzi magia, której efekty są uzależnione od aktualnie dzierżonej broni. Po naładowaniu miecza magiczną energią można posłać w kierunku bossa ognistą falę, trzymając jednocześnie bezpieczny dystans. Bardzo mi się podobało, w jaki sposób twórcy rozwiązali poruszanie się po mapie świata. Porozsiewane po wyspach monumenty podobnie jak w Ys: The Oath in Felghana czy Ys Origin umożliwiają nie tylko zapis gry, ale można również dzięki nim uzupełnić cenną energię i co najważniejsze z pomocą pewnego przedmiotu szybko się teleportować do wybranego miejsca. Proste i jakże wygodne rozwiązanie, skutecznie eliminujące upierdliwy i czasochłonny backtracking. Nie zabraknie momentów w grze gdzie Adol będzie musiał wykazać się cierpliwością i zręcznością za sprawą wplecionych w rozgrywkę elementów platformowych, wymagających precyzji - szczególnie jeśli chodzi o wymierzanie skoków. Wielu graczy dostawało białej gorączki od niesławnego Dash Jump-a – techniki polegającej na wciśnięciu kierunku i następnie po ułamku sekundy niemal jednocześnie przycisków odpowiadających za atak i skok. Cały sekret tkwi w wyczuciu odpowiedniego momentu i zapewniam Was, że nie jest to takie straszne, jak opisują to gracze na forach. Kilkanaście minut treningu i będzie Wam wychodzić to za każdym razem. Mile widziany kontroler z niezawodnym krzyżakiem. Analogiem rzadko mi udawało się oddać odpowiednio długi skok. 
 
Terra, córka Kapitana Lardoca.
Terra to wypisz wymaluj archetyp tsundere.

Ys VI to nie tylko walka i skakanie po platformach. W grze spotkamy wiele interesujących postaci, a niektóre z nich fani serii na pewno będą kojarzyć z poprzednich przygód Adola. Warto tutaj zaznaczyć, że chociaż poszczególne części serii są ze sobą luźno powiązane i na upartego można zacząć swoją przygodę z tym uniwersum od The Ark of Napishtim, to zdecydowanie tego nie polecam. Jeśli cenicie sobie w grach fabułę i zwracacie uwagę na szczegóły, to wiele stracicie jeśli nie graliście w poprzednie części. Jest taki moment w grze gdy Adol i inne drugoplanowe postacie wspominają wydarzenia z pierwszej części gry. Nie ukrywam, że powiało trochę nostalgią i duży plus dla scenarzystów za to, że dbają o spójność tego uniwersum. Powracające osobistości dodały tej odsłonie niewątpliwie uroku, a fani z pewnością ucieszą się  gdy ponownie spotkają starych znajomych.
 
Lanaluna, afrykańska ropucha.
Jak będziecie niegrzeczni, to żaba spuści Wam łomot!
 
Dzięki silnikowi 3D i teksturom w wysokiej rozdzielczości produkcja od studia Falcom nie musi się niczego wstydzić w kwestii oprawy graficznej. Gra wygląda całkiem nieźle i przy ustawionej rozdzielczości 2560 × 1440 otoczenie prezentuje się szczegółowo, a trójwymiarowe modele bossów są ostre i nie straszą pikselozą. Lekko rozmyte są natomiast portrety postaci, jako że te skalowane są z niższej rozdzielczości. Będąc jeszcze przy prezentacji postaci, wszystkie, jakie pojawiają się w grze - nawet te takie mało wnoszące do fabuły NPC mają swój unikalny portret – taki mały szczegół, a cieszy. W kluczowych momentach opowieści twórcy zaserwowali scenki przerywnikowe, aby podkreślić widowiskowość tych wydarzeń.
 
Z  wizytą u Raby.
W grze jest mnóstwo odniesień do wcześniejszych odsłon. Fani uniwersum powinni być ukontentowani.

Produkcje spod szyldu Falcom słyną z bardzo dobrych ścieżek dźwiękowych. Ys VI pod względem oprawy audio wzbudził we mnie mieszane uczucia. Znalazło się kilka bardzo dobrych kompozycji jak np. motyw grający w tle podczas wizyty w Port Rimorge, nastrojowy i tajemniczy „The Zemeth Sanctum” czy nostalgiczny, towarzyszący podczas napisów końcowych „Spread Blue View. Z drugiej strony muzyka w dungeonach niczym szczególnym się nie wyróżnia, a niektóre utwory średnio pasują do tego co dzieje się na ekranie. Muzyków z Falcom Sound Team jdk stać jest zdecydowanie na wiele więcej - co zresztą pokazali w Ys: The Oath in Felghana – tam soundtrack po prostu wyrywa z butów. W odróżnieniu od wersji gry wypuszczonej na PlayStation 2, w wydaniu na PC nie uświadczymy nagranych kwestii mówionych podczas dialogów.
 
Ys VI: The Ark of Napishtim pojawiło się dwa razy na konsolach Sony i zostało wydane przez Konami. Najpierw w 2005 roku na PlayStation 2 i rok później na PSP. Wydanie dla PlayStation 2 zostało wzbogacone o udźwiękowienie wypowiadanych kwestii. Wersja na przenośną konsolę została wypuszczona tylko fizycznie (UMD) i borykała się z problemem długiego i częstego doczytywania danych.

 

Zrujnowane miasto KishgalAdol dosłownie rzucił się w wir wielkiej przygody!
 
W porównaniu do wcześniejszych wydań tej gry na konsole Sony poza ulepszoną oprawą graficzną dodano Catastrophe Mode – specjalny tryb gry uniemożliwiający gromadzenie przedmiotów leczniczych na zapas tylko natychmiastowe ich zużywanie. Coś w sam raz dla weteranów, którzy nie boją się wyzwań i chcą sobie podnieść wysoko poprzeczkę. Tradycyjnie dodano znane z poprzednich części tryby Time Attack i Boss Rush. Ukończenie Ys VI nie powinno zająć Wam więcej niż 14-16 godzin, w zależności od tego czy będziecie na tyle dociekliwi, aby odkryć wszystkie sekrety tej produkcji. Wśród nich są mocniejsze wersje pokonanych wcześniej bossów. Za rozprawienie się z nimi wynagrodzeni zostaniemy bardzo przydatnymi w rozgrywce przedmiotami. Niestety, twórcy przesadzili z jednym opcjonalnym bossem. Majunun pewnie w ich zamierzeniu miał być koszmarem dla graczy i takim się stał. Już mniejsza z tym, że jest to najtrudniejszy boss w całej grze i nawet finałowa walka w porównaniu z nim wydaje się być rozgrzewką. Problem stanowi fakt, że aby mieć realną szansę na zwycięstwo z tym małym nikczemnikiem, trzeba poświęcić dużą ilość czasu na mozolny, nużący i frustrujący grind. Typowo japońskie podejście, ale cóż, taki to już urok niektórych starszych jRPG-ów. 
 
Dogi i Kapitan Ladoc w Świątyni Zemeth.
Chcesz zburzyć ścianę w swoim domu? Skorzystaj z usług Dogiego!

Wyruszenie ponownie z Adolem Christinem w kolejną z jego niezwykłych przygód sprawiło mi dużo radości. Nie nudziłem się ani minuty, bo wydarzenia w grze zmieniały się jak w kalejdoskopie, a sama opowieść okazała się bardzo wciągająca. Nie zabrakło zabawnych sytuacji i dialogów, które nie raz wywołały u mnie przysłowiowego banana na twarzy. Do gustu przypadło mi również miejsce akcji – tropikalne wyspy Canaan obudziły we mnie tęsknotę za gorącym latem, a klimaty pirackie wzmogły pragnienie rzucenia się w wir wyjątkowej przygody. Słodko-gorzkie i bardzo nostalgiczne zakończenie zgrabnie spięło klamrą to wszystko, za co kocham tę serię i na pewno nie raz jeszcze wcielę się w czerwonowłosego poszukiwacza przygód.
 
Ocena:  8.5 / 10
Żaber poleca - pieczęć jakości
| PC Windows
Deweloper: Nihon Falcom   
Wydawca: XSEED Games, Marvelous USA, Inc.   
Plusy
  • Dynamiczna i wciągająca rozgrywka
  • Interesująca historia
  • Powracające postacie drugoplanowe
  • Elizabeth ;-)
  • Zróżnicowane walki z bossami
  • Tekstury w wysokiej rozdzielczości nie straszą pikselozą 
  • Sprawne i szybkie poruszanie się po świecie gry bez zbędnego backtrackingu
  • Dodatkowe tryby rozgrywki
Minusy
  • Majunun i związany z nim mozolny grind
  • Brak udźwiękowionych dialogów w porównaniu z wydaniem gry dla PlayStation 2

0 Komentarze

Prześlij komentarz

Dodaj komentarz (0)

Nowsza Starsza