Dragon Quest (Switch) - recenzja

Dragon Quest

Z powrotami do przeszłości bywa różnie. Nie owijając w bawełnę, pierwsza część smoczej serii może co niektórych, uczulonych na retro graczy odepchnąć swoimi archaizmami i ograniczeniami. Bez wątpienia jest to leciwa produkcja, ale wciąż mająca w sobie wiele uroku. Sięgnięcie do korzeni jednej z najbardziej rozpoznawalnych marek z gatunku jRPG uświadomiło mi, jak wiele zaimplementowanych w niej pomysłów z powodzeniem przetrwało próbę czasu.

Prostota, która dla wielu może być minusem, okazała się dla mnie w rezultacie atutem tej gry. Nie uświadczycie tutaj masy statystyk, nudnych zadań pobocznych i zbieractwa. Skoncentrowani jesteśmy przez większość czasu tylko na głównym zadaniu. Twórca gry, Yūji Horii osiągnął w pełni swój cel, upraszczając wszystko, co tylko się dało przy jednoczesnym zapewnieniu satysfakcjonującego doświadczenia z rozgrywki aż do samych napisów końcowych. Starzy gracze znajdą tutaj wiele inspiracji bardziej złożonymi tytułami z lat osiemdziesiątych z gatunku RPG. Eksploracja krainy Alefgard przypomina pierwsze odsłony serii Ultima, a walki z podziałem na tury z widokiem z perspektywy pierwszej osoby pojawiły się już wcześniej, chociażby w pierwszej części serii Wizardry w 1981 roku.
 
Dragon Quest (Okolice Cantlin)
Podróżując po świecie Alefgard odwiedzimy wiele wiosek i miasteczek, w których będziemy mogli kupić lepszy ekwipunek czy po prostu chwilę odpocząć i złapać oddech przed kolejnymi wyzwaniami.
 
W Dragon Quest wcielamy się w potomka legendarnego wojownika Erdricka, którego zadaniem będzie uwolnienie królestwa od zakusów nikczemnego Władcy Smoków. Historia jest banalna i właściwie w tym aspekcie nie ma nad czym się rozwodzić. Kilka razy podczas rozgrywki chcąc nie chcąc nasuwały mi się porównania do pierwszej części Final Fantasy. Od strony fabularnej można nawet dostrzec tutaj wiele podobieństw. Zarówno w Dragon Quest, jak i w Final Fantasy pojawia się wątek z ratowaniem księżniczki. Wspólnym mianownikiem obu produkcji jest również nacisk na samodzielne odkrywanie świata. Nie ma tutaj prowadzenia za rączkę i nic nie jest podane na tacy. Lokalizację kluczowych przedmiotów w grze poznamy, rozmawiając z mieszkańcami, odwiedzając wioski i miasteczka rozsiane po całej krainie.
 
Dragon Quest (Grobowiec Galena)
Widoczność w lochach i jaskiniach jest znacznie ograniczona, więc warto zabrać ze sobą kilka pochodni.
 
Jak w każdym porządnym jRPGu nie mogło zabraknąć eksploracji lochów i jaskiń. Badając ich mroczne zakamarki, można łatwo się zgubić, szczególnie wtedy, gdy zapomnimy zabrać ze sobą pochodnię lub nie dysponujemy jeszcze czarem rozświetlającym otoczenie. Frustrację wzmagają losowe starcia co kilka kroków – szczególnie wtedy, gdy zabłądzimy i nie wiemy, w którą stronę się udać. Jakby tego było mało, dostęp do niektórych pomieszczeń wymaga zakupu magicznego klucza, który po użyciu rozpada się w pył. Problem w tym, że jeśli opuścimy obszar i powrócimy do niego ponownie, wszystkie otwarte uprzednio drzwi zostaną zamknięte. 
 
Dragon Quest (Metal Slime)
Słynne metalowe żelki, które niezwykle trudno jest ubić, ale jak już się uda, to zdobędziemy mnóstwo punktów doświadczenia.
 
Zarządzanie ekwipunkiem po pewnym czasie może być irytujące, jako że jednocześnie możemy posiadać tylko 10 różnych przedmiotów. Pewnym udogodnieniem są banki, w których możemy zdeponować niepotrzebne w danej chwili przedmioty lub pieniądze. Stan gry można zapisać tylko w jednym miejscu w całej grze – rozmawiając z królem Lorikiem, władcą zamku Tantegel, który będzie taki miły i powie nam również, ile zostało punktów doświadczenia, aby awansować na następny poziom. Na początku może się to wydawać sporym utrudnieniem, ale nie taki diabeł straszny jak go malują. Na szczęście gra automatycznie zapisuje nasze postępy. Miałem okazję z tego skorzystać, gdy niespodziewanie po wejściu do jednej z osad złośliwy Władca Smoków rzucił czar na mojego Switcha i ten odmówił posłuszeństwa, wyświetlając komunikat o błędzie i zamykając niespodziewanie grę. Po ponownym uruchomieniu była dostępna opcja z kontynuacją gry od automatycznego zapisu i chwała twórcom za tę możliwość, bo byłbym dwie godziny „w plecy”.
 
Dragon Quest (Południowa Świątynia)
W świątyni na południu mieszka stary mag zdolny pomóc głównemu bohaterowi przedostać się do zamku Smoczego Władcy.
 
Wbrew wielu przeciwnościom Dragon Quest do trudnych gier nie należy – mógłbym nawet zaryzykować stwierdzenie, że jest to pozycja wręcz relaksująca. Jeśli zginiemy, nasz bohater zostanie teleportowany z powrotem do zamku, tracąc połowę uzbieranego złota i to właściwie wszystko, co może złego nas spotkać. Irytację losowymi starciami łagodzi pewien przedmiot lub zaklęcie, które odstraszają na pewien czas dużo słabszych przeciwników. Niestety, nie uciekniemy od grindu stanowiącego wizytówkę japońskich RPG-ów. Zakup mocniejszego oręża wymaga sporych wydatków, co związane jest z „farmieniem” złota, a zdobycie wyższych poziomów doświadczenia odblokowuje niezwykle przydatne podczas walki zaklęcia.
 
Dragon Quest (Wioska Kol)
W wiosce na północy możemy za niewielką opłatą skorzystać z usług miejscowej piękności i zapomnieć na chwilę o trudach podróży.

Oprawa graficzna bazuje na wersji mobilnej, która ukazała się pierwotnie w Japonii w 2013 roku. O ile wydanie na telefony i tablety zostało przygotowane w orientacji pionowej, to wersję na Switcha przeformatowano do proporcji ekranu 16:9. Kolory są żywe, a sylwetki przeciwników podczas walki wyświetlane są w wyższej rozdzielczości, dzięki czemu możemy podziwiać kunszt Akiry Toriyamy
w pełnej krasie. Pochwalić należy deweloperów za dobór odpowiedniej wielkości czytelnej czcionki zarówno w trybie przenośnym, jak i zadokowanym. Na nowo zaaranżowane utwory napisane przez Koichiego Sugiyamę podkreślają bajkowy i nieco beztroski klimat gry, dopasowany wręcz idealnie do tryskających energią kolorowych projektów postaci i potworów. Uwielbiam muzykę w Dragon Questach – jest ona duszą tych gier i wyraźnie wyróżnia je na tle innych produkcji z gatunku jRPG.
 
Dragon Quest (Złoty Golem)
Będąc w okolicach miasta Rimuldar warto zapolować na Złotego Golema, za którego ubicie otrzymamy aż 650 złotych monet.

Angielskie tłumaczenie smoczej serii słynie z nadmiernego używania staro angielszczyzny w dialogach. Z jednej strony podoba mi się ten styl, bo jest to coś, co czyni ten tytuł na swój sposób wyjątkowym, ale z drugiej strony dla gracza, którego język angielski nie jest ojczystym, może to być czasami irytujące. Podobny zabieg pamiętam z Dragon Quest IV, gdzie pomysłowo to wykorzystano, aby podkreślić odrębność różnych regionów.
 
Dragon Quest (Damdara)
Damdara, zniszczona i opanowana przez potwory mała osada na pustyni.

Pierwsza część Dragon Quest jest najkrótszą grą z serii. Dotarcie do napisów końcowych nie powinno Wam zająć więcej niż 10 godzin. Przy kolejnych podejściach, gdy już wiemy, co i jak można ten czas znacznie skrócić. Nie uświadczymy tutaj rozbudowanego systemu walki czy rozwoju postaci, a jednak ta produkcja ma coś w sobie, co sprawia, że chce się poznać finał całej historii. Nie zraziły mnie nawet te frustrujące momenty, kiedy chciałem dostać się na drugi kraniec mapy, napotykając co parę kroków natarczywych przeciwników.


 
Dragon Quest (Nintendo Switch) w towarzystwie pluszaków (Slime i Healslime)
Niebieskie, uśmiechnięte żelki są znakiem rozpoznawczym serii.

W Dragon Quest warto nie tylko zagrać dla samego faktu odhaczenia tej pozycji na liście ukończonych gier. Dla jednych może to być nostalgiczna podróż w przeszłość i przypomnienie sobie, jak ewoluował gatunek na przestrzeni lat, a dla innych poznanie początków legendarnej serii z sympatycznymi, uśmiechniętymi niebieskimi żelkami. Pomimo że ten tytuł ma już blisko 40 lat na karku, to wciąż  można z niego czerpać wiele frajdy. Idealnie skrojona produkcja pod przenośny format, dzięki czemu na Switchu możemy doświadczyć jej w najlepszy możliwy sposób.
 
Ocena:  7 / 10
| Nintendo Switch
Deweloper: Square Enix
Wydawca: Square Enix
Plusy
  • Pełny nostalgii klasyk jRPG urzekający swoją prostotą i humorem
  • Oprawa graficzna wierna oryginalnej formule
  • Projekty potworów autorstwa Akiry Toriyamy prezentują się wyśmienicie podczas walk
  • Na nowo zaaranżowana ścieżka dźwiękowa
  • Tryb auto zapisu gry
Minusy
  • Brak usprawnień mających na celu przyspieszenie losowych walk i zredukowanie mozolnego grindu do minimum

0 Komentarze

Prześlij komentarz

Dodaj komentarz (0)

Nowsza Starsza