NieR Replicant ver.1.22474487139… (PS4) – recenzja

NieR Replicant ver.1.22474487139… (Emil, NieR i Kaine)

Grimoire Weiss: Powiedz mi żabo, napisałeś w końcu ten tekst?
tandiblue: Masz na myśli tę recenzję? Nawet nie wiem od czego zacząć. Napisanie wstępu zawsze zajmuje mi wieczność.
Grimoire Weiss: Ależ, nad czym tu się zastanawiać! Po prostu bierzesz pióro w dłoń i uwalniasz swoją duszę, przelewając na papier myśli i emocje.

tandiblue: Cóż, skoro tak mówisz, Weiss

Yoko Taro rzucił na mnie swój urok. Przez ostatnie cztery tygodnie poza NieR Replicant w nic innego więcej nie grałem. Lepiej późno niż wcale, bo będąc szczęśliwym posiadaczem PlayStation 3 mogłem po ten tytuł sięgnąć kilka lat wcześniej. Wydanie odświeżonej wersji tej produkcji na PlayStation 4 stało się doskonałą okazją, aby w końcu doświadczyć geniuszu wyobraźni, jaka tkwi w tej dziwnej, wielkiej głowie tego ekscentrycznego twórcy.

Zaczęło się tak, jak lubię – niepokojąco i depresyjnie. Pomimo tego, że było lato, to ulice zrujnowanego miasta pokrył biały puch. W opuszczonym supermarkecie (a właściwie w tym, co po nim zostało) młody, wygłodzony chłopak bezskutecznie próbuje pomóc swojej nieuleczalnie chorej siostrze. Sytuację pogarsza fakt, że rodzeństwo musi stawić czoła nękającym ich istotom zwanymi Cieniami. Gdy sytuacja wydaje się beznadziejna, ostatnią deską ratunku staje się leżąca w pobliżu tajemnicza księga, użyczająca mocy głównemu bohaterowi, który za wszelką cenę chce obronić swoją ukochaną siostrę. 1412 lat później ten sam chłopak opiekuje się swoją śmiertelnie chorą siostrą. Zmieniła się tylko sceneria - z opustoszałego postapokaliptycznego miasta akcja gry przenosi gracza do świata stylizowanego na średniowieczne fantasy, w którym ogromne miecze i magia są na porządku dziennym.
 

Życie po wielkim kataklizmie

NieR Replicant

Powyższe wprowadzenie wystarczająco mnie zaintrygowało, aby zatopić się na dobre w świecie NieRa i poznać wszystkie jego tajemnice. Pierwsze godziny spędzone w wiosce wzbudzą pewnie w wielu z Was skojarzenia z tradycyjnym RPGiem nastawionym na akcję, gdzie wykonujemy różnorakie zadania, ulepszamy broń i rozprawiamy się z panoszącymi się po równinach Cieniami. Gdyby nie pozostałości po architekturze w postaci wielkich mostów czy monumentalnych budowli, to zapomniałbym o fakcie, że przedstawione wydarzenia dzieją się ponad tysiąc lat później po tym, co zobaczyłem w pierwszych minutach gry. Ciekawie zaczyna się robić gdy poznajemy nowych towarzyszy, którzy wraz z protagonistą wyruszają w niebezpieczną podróż mającą na celu znalezienie leku dla umierającej Yonah – siostry NieRa. Takiej drużyny jak ta nie znajdziecie w żadnej innej grze. Przepełniona sarkazmem, zarozumiała księga Grimoire Weiss, wulgarna i agresywna Kaine, paradująca w eksponującej jej wdzięki bieliźnie czy tajemniczy Emil, który swoim wzrokiem potrafi zamienić w kamień wszystko, na co spojrzy. 
 
NieR Replicant
Całą tę trójkę mocno polubiłem, a dialogów Weissa z protagonistą mógłbym słuchać bez końca - tak samo jak przekomarzania się Kaine z Weissem. Poza wątkiem głównym twórcy przygotowali szereg zadań pobocznych, które w założeniach nie tylko miały urozmaicić rozgrywkę, ale równocześnie uczynić bohatera coraz silniejszym. Questy mogą budzić w wielu z Was negatywne odczucia, bo tak naprawdę to takie sztampowe do bólu przynieś, zabij i weź kasę. Będąc jednak sprawiedliwym - znalazły się i takie zlecenia, które bardzo utkwiły mi w pamięci jak poszukiwanie zaginionego psa, pomaganie pewnej staruszce mieszkającej w latarni morskiej czy znalezienie leku na chorobę morską dla pewnego handlarza – to ostatnie okazało się w rezultacie nawet całkiem zabawne. Poza zadaniami pobocznymi twórcy przewidzieli również takie dodatkowe aktywności jak łowienie ryb czy uprawianie własnego ogródka. Ku mojemu zaskoczeniu wędkowanie okazało się bardzo wciągające, szczególnie że niektóre okazy wymagają nie lada wysiłku i skupienia. Podobnie było z sadzeniem kwiatków w ogródku i tym niecierpliwym czekaniem, aby wyhodować tego jedynego – Lunar Tear, który jest obiektem marzeń każdego szanującego się ogrodnika.

Czas chwycić za broń i skopać tyłki kilku wrednym Cieniom

NieR Replicant

Zostawmy jednak symulator farmera w spokoju i przejdźmy do rzeczy ważniejszych czyli walki. Potyczki z wszechobecnymi Cieniami są przyjemne i satysfakcjonujące. Protagonista może parować ciosy, zachodzić szybko przeciwników od tyłu i zadawać dotkliwe obrażenia. Na początku dysponujemy tylko broniami jednoręcznymi takimi jak lekkie miecze. Dodatkowo Weiss zapewnia wsparcie zaklęciami ofensywnymi. Pokonanie niektórych przeciwników wynagradza gracza nie tylko różnymi przydatnymi przedmiotami, ale też skutkuje nauczeniem się magicznych słów, które przypisane do konkretnej broni mogą dać takie korzyści jak np. zwiększenie siły ataku, nałożenie na broń trucizny itp. W drugiej połowie gry robi się jeszcze bardziej interesująco, bo dochodzą do arsenału ciężkie miecze i włócznie – te ostatnie pozwalają na wykonywanie efektownych i widowiskowych combosów. Największe emocje wyzwalają walki z bossami, które w połączeniu z fenomenalną ścieżką dźwiękową sprawiają, że byłem jak w transie, doświadczając czegoś niezwykłego – tutaj NieR Replicant pokazuje pazur, a finishery to istny orgazm na ekranie.
 
NieR Replicant
Twórcy zaimponowali mi, jak w zręczny sposób udało im się żonglować gatunkami. Przez większą część rozgrywki NieR możemy bezpiecznie zaszufladkować jako jRPG akcji, ale nic nie stanęło na przeszkodzie, aby przemycić do tego tytułu elementy obecne w innych rodzajach gier. Raz mamy czytankę, po chwili platformówkę, by za moment przekształcić się w rzeźnię z rzutem izometrycznym. Swoją drogą lokacja w podziemnym laboratorium przypominała mi Alien Breed z Amigi, gdzie w podobnych labiryntach eksterminowało się hordy krwiożerczych obcych.

Miejsca, których nie zapomnicie

NieR Replicant

Oprawa graficzna stylem i kolorystyką nasuwa mi skojarzenia z Shadow Of The Colossus. Przedstawiony w grze świat, choć nie jest duży, to obfituje w niesamowite miejscówki, z których klimat wylewa się wprost z ekranu. Nawiedzona wioska Aerie, położone na pustyni miasteczko Facade, w którym mieszkają dziwni ludzie w maskach podporządkowujący się tysiącu zasadom czy zaginiona świątynia, w której najbardziej widać znaki świadczące o upadku ludzkości. Te miejsca tak charakterystyczne zawsze wzbudzały we mnie niepokój, a w głowie kłębiły się myśli o tym, że coś zaraz niespodziewanego i wielkiego tam się wydarzy. Wizyta w nadmorskim miasteczku Seafront natychmiast skojarzyła mi się z grecką wioską rybacką, w której dominują białe budynki z niebieskimi akcentami. Nawet te charakterystyczne niebieskie kopuły mogą niektórym kojarzyć się ze słynną wyspą Santorini.
 
NieR Replicant
Klimatu dopełnia fantastyczny soundtrack napisany przez Keiichiego Okabe. Epickie utwory pompujące adrenalinę podczas starć z bossami i te chórki w tle to coś niesamowitego. Muzyka także podkreśla te najbardziej emocjonujące i kluczowe momenty w grze, sprawiając, że nie raz po plecach przechodziły mi ciarki – piękne uczucie. Słowa uznania należą się aktorom podkładającym głosy postaciom. Charyzmatyczny Liam O'Brien jako Grimoire Weiss sprawił, że niemalże natychmiast zapałałem sympatią do "książki-marudy". Laura Bailey świetnie zagrała Kaine, przekazując odpowiednio emocje postaci, która w życiu wiele przeszła.

Koniec jest początkiem

NieR Replicant

Im bliżej finału, tym więcej pytań i niejasności mi towarzyszyło, ale żeby zrozumieć i przede wszystkim poczuć czym tak naprawdę jest NieR, to trzeba obowiązkowo zobaczyć wszystkie z pięciu występujących w grze zakończeń. Rozwiązanie takie może wydawać się dla niektórych kontrowersyjne i mogą krzyczeć, ze gra nie szanuje ich czasu, bo trzeba ją jeszcze raz przechodzić przynajmniej kilka razy. Dodatkowo sytuację pogarsza wszechobecny backtracking, co najzwyczajniej potrafi znużyć. Na szczęście nie taki diabeł straszny jak go malują, bo kolejną rozgrywkę zaczynamy mniej więcej od połowy gry i dopiero wtedy zaczyna się prawdziwa zabawa. Dla mnie następne podejścia były coraz bardziej ekscytujące gdy na wierzch wychodziły pewne ważne szczegóły, których nie zobaczyłem podczas pierwszego ukończenia gry. Odkrywanie tych niuansów okazało się dla mnie emocjonalnie przytłaczające, a już ostatnie zakończenie (E) sięgnęło zenitu – wtedy zrozumiałem za co (całkiem słusznie!) Yoko Taro jest uwielbiany przez swoich fanów na całym świecie.

Syndrom Kolosa

NieR Replicant

Grając na PlayStation 3 w Shadow Of The Colossus przez długi czas nie mogłem oderwać się od tej gry, wracałem w każdej wolnej chwili do Zakazanych Krain, co w końcu zaowocowało platynowym trofeum. Tak samo stało się w przypadku NieRa. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że gdybym nie spędził kilkadziesiąt godzin z tym tytułem i nie robiłbym - może i czasami potwornie nudnych questów, sadził kwiatków i łowił ryb, to tak naprawdę wiele interesujących rzeczy, dotyczących świata gry i jego mieszkańców na pewno by mi umknęło. Przechodząc grę za trzecim razem, zacząłem zwracać bardziej uwagę na szczegóły, których nie wyłapałem podczas pierwszego podejścia – jak np. dialogi Weissa z NieRem, które wcześniej zostały zagłuszone przez szum rozgrywki.

Żabi mózg paruje 


Ukończenie NieR Replicant wyzwoliło we mnie ogromny głód wiedzy i w konsekwencji sięgnięcie po dodatkowe źródło (Grimoire NieR), które jest lekturą obowiązkową dla tych, którzy chcą dowiedzieć się, co tak naprawdę się stało i dlaczego. Niestety, wiele rzeczy istotnych dla fabuły twórcy celowo podali szczątkowo, aby pastwić się nad tym biednym graczem. Napisałem "celowo", bo Yoko Taro podobnie jak Fumito Ueda pragnie, aby każdy gracz zinterpretował to co wydarzyło się w grze na swój sposób. Yoko kiedyś sam powiedział, że do zrozumienia fabuły w grze niepotrzebne są dodatkowe źródła, ale z drugiej strony rozumie fanów, którzy chcą mieć dostęp do dodatkowych mediów. Kłóciłbym się z tym, ponieważ dziury fabularne w tej produkcji są niczym  jak w szwajcarskim serze. W każdym bądź razie powinniście traktować NieRa jako wycinek z większej historii - to tak jakby obejrzeć tylko Hobbita i chcieć wiedzieć wszystko o Śródziemiu. Z własnego doświadczenia wiem, że historia uderzyłaby we mnie z większym impetem gdybym wcześniej ograł Drakengard 3, które mam zamiar w przyszłości nadrobić. Zbyt duża ilość nowych i niezrozumiałych wydarzeń  sprawiła, że trochę się w tym wszystkim pogubiłem, ale sama historia jest zdecydowanie tego warta, aby drążyć ją głębiej.
 
Ocena: 9.5
Żaber poleca - pieczęć jakości
Plusy
  • Niesamowita historia, pełna momentów, w których przechodzą ciarki po plecach
  • Zgłębianie i poznawanie świata gry sprawiło mi ogromną frajdę
  • Charyzmatyczne postacie
  • Ścieżka dźwiękowa, która potrafi wstrząsnąć emocjonalnie graczem
  • Przyjemny i satysfakcjonujący system walki
  • Niezwykle emocjonujące i niezapomniane walki z bossami
Minusy
  • Niektóre questy są archaiczne i sztampowe do bólu 
  • Poziom trudności nie jest dobrze zbalansowany jako że po pewnym czasie gra robi się zbyt łatwa
  • Backtracking może niektórym graczom dać się szybko we znaki

 

0 Komentarze

Prześlij komentarz

Dodaj komentarz (0)

Nowsza Starsza