Początek lat 90 nie był sprzyjającym okresem dla polskich twórców komiksów. Trudności ze znalezieniem wydawcy często przekreślały szanse na jakąkolwiek publikację. Jeszcze gorzej mieli artyści stawiający pierwsze kroki w twórczości komiksowej. Ich prace przeważnie trafiały do szuflady, czekając na lepsze czasy. Na szczęście rynek komiksowy się zmienił i znaleźli się ludzie, skłonni dostrzec prawdziwe skarby w archiwach twórców – tak o to po trzydziestu latach swoją niepowtarzalną szansę otrzymał pewien spragniony emocji najemnik, przywołujący z nostalgią starą, dobrą szkołę polskiego komiksu.
Czy dzieło Jacka Dąbały i Marka Bieleckiego odniosłoby wielki sukces i byłoby dzisiaj z sentymentem wspominane przez czytelników, gdyby w 1991 roku udało się je wydać? Tego nigdy się nie dowiemy. Faktem jest, że gatunek science fiction był w popkulturze wówczas na topie, co potwierdziła, chociażby w tamtym czasie premiera drugiej części kultowego Terminatora. Jedno jednak jest pewne – dobrze się stało, że Najemnik Medox w końcu ujrzał światło dzienne, bo to prosta w swojej konstrukcji, zrobiona w starym stylu i nafaszerowana akcją niezwykle wciągająca opowieść, przy której naprawdę świetnie się bawiłem.
Duże plansze przedstawiające bazę kosmiczną i jej wnętrza zrobiły na mnie wrażenie dbałością o najmniejsze detale.
Swoją lekkością i sposobem narracji przypomina mi przygody agenta 007. Nie brakuje tu pięknych kobiet, specyficznego humoru i zapadających w pamięć, błyskotliwych dialogów. Na pewno na tej pozycji nie zawiodą się czytelnicy spragnieni scen akcji wypełnionych strzelaninami, pościgami i bójkami, a wszystko to pikantnie doprawione jest szczyptą erotyki.
Medox niczym agent 007 spotyka na swojej drodze wiele pięknych kobiet. Jedną z nich jest pani doktor Luccil Mc Lean, która jako jedyna przeżyła podczas masakry na tajemniczym transportowcu.
Protagonista to dający się lubić, pewny siebie awanturnik, który dorobił się wielu wrogów w całej galaktyce czyhających tylko na okazję, aby go sprzątnąć. Medox, chociaż na pierwszy rzut oka wydaje się niezniszczalnym superbohaterem, to jednak marzy o zaszyciu się w miłej, podrzędnej knajpce gdzieś na krańcach galaktyki, aby na jakiś czas zapomnieć o kłopotach. Nudę zabija, uczestnicząc w wyścigach bolidów albo w ramionach jednej z wielu wzdychających do niego niezwykle atrakcyjnych kobiet. Jako agent federalny otrzymuje zadanie sprawdzenia zawartości tajemniczego transportowca, co staje się początkiem szeroko zakrojonej intrygi ze wplecionym wątkiem korupcji. Jakby tego było mało, główny bohater staje się celem dwóch płatnych zabójców i tak naprawdę prawie zawsze musi liczyć tylko na siebie.
Wiecznie spragniony emocji Medox uczestniczy w mrożących krew w żyłach wyścigach bolidów.
W przypadku dzieła, które od 1991 roku przeleżało w szufladzie i ujrzało światło dzienne dopiero trzydzieści lat później, natychmiast nasuwa się pytanie: Jak zestarzało się ono zarówno pod względem scenariusza, jak i rysunków? Tym bardziej że jest to debiut obu twórców na komiksowym poletku. Jacek Dąbała był już wtedy scenarzystą po łódzkiej filmówce – to on współtworzył scenariusz do hitu kinowego lat dziewięćdziesiątych „Młode Wilki”, z którego wiele scen i dialogów utkwiło mi głęboko w pamięci i praktycznie nie da się tych tekstów zapomnieć. Podobnie jest z Medoxem, którego uwielbiam za poczucie humoru i kwestie, które chce się cytować np. gdy bohater ląduje spóźniony w bazie kosmicznej i jeden z ludzi porucznika Waltera oznajmia mu, że szef jest zły z tego powodu, na to Medox, kompletnie wyluzowany odpowiada mu następująco: „Lęk przed szefami dawno mi minął. Teraz boję się tylko własnych myśli”. Podobnych, zapadających w pamięć kwestii jest w komiksie więcej, a sama fabuła, choć nieco przewidywalna dostarczyła mi frajdy aż do samego finału.
Główny bohater otrzymał zadanie sprawdzenia zawartości tajemniczego transportowca, co staje się początkiem szeroko zakrojonej intrygi ze wplecionym wątkiem korupcji.
Nie ukrywam, że w pierwszej kolejności Najemnik Medox zwrócił moją uwagę dopracowanymi rysunkami, wyróżniającymi się dużą dbałością o szczegóły. Nieco surowa kreska dodaje uroku tej pozycji, przywołując charakterystyczny styl, w jakim rysowano komiksy w latach dziewięćdziesiątych. Uwagę zwraca sposób, w jaki wykonano cieniowanie, co najbardziej widoczne jest na ciałach postaci w formie rozdrobnionej kreski. Statki kosmiczne, stacje kontroli lotów i ogromne bazy — wszystko to prezentuje się imponująco i widać ogrom włożonej pracy, ale jednocześnie czuć tutaj mocno oldschool, co jak dla mnie jest dużym plusem tej pozycji. Uwielbiam taki styl i nie ukrywam, że chciałbym mieć w swojej kolekcji więcej komiksów w takiej stylistyce. Rysownik, Marek Bielecki w wywiadzie zamieszczonym na końcu albumu wspomina o tym, że podczas prac nad Najemnikiem Medoxem uczył się podstaw, inspirując się twórczością takich weteranów komiksu jak Rosiński czy Serpieri. Nie bez znaczenia też było przyglądanie się dziełom mistrzów renesansu takim jak Michał Anioł czy Albrecht Dürer, co zaprocentowało przykuwającymi wzrok rysunkami ponętnych kobiet, które nie stronią od prezentowania swoich wdzięków na stronach komiksu.
Najemnik Medox to komiks nastawiony głównie na widowiskową akcję, więc nie mogło zabraknąć w nim strzelanin, pościgów i niezliczonych bójek.
Medox zdecydowanie zasłużył na to, aby stać się bardziej rozpoznawalnym bohaterem w kręgach polskiego komiksu. Tego sympatycznego awanturnika i twardziela nie sposób nie lubić. Fabuła skierowana głównie na akcję stanowi esencję czystej rozrywki bez niepotrzebnych dłużyzn i wypełniaczy, zupełnie jak te filmy klasy B nieodmiennie kojarzone z epoką VHS, które nie siliły się na to, aby być ambitnymi, ale jednak potrafiły zapewnić bezpretensjonalną rozrywkę na satysfakcjonującym poziomie — dokładnie tak samo jest w przypadku Najemnika Medoxa.
Życie Medoxa jest jak rollercoaster. Ten sympatyczny awanturnik musi pilnować się na każdym kroku — tym bardziej że dorobił się wielu wrogów w całej galaktyce.
Komiks autorstwa Jacka Dąbały i Marka Bieleckiego bez wątpienia przetrwał próbę czasu. Rysownik nawet zażartował w wywiadzie, że Medox jak stare wino odleżał w piwnicy swoje i teraz triumfalnie wystrzelił. Po latach smakuje wręcz wybornie, a ja mogę tylko potwierdzić, że to naprawdę bardzo dobry rocznik!
Scenariusz: Jacek DąbałaRysunki: Marek BieleckiWydawnictwo: Kultura Gniewu
Liczba stron: 52
Format: A4
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Plusy
- Prosta, przyjemna i nastawiona głównie na akcję opowieść o losach nieustraszonego awanturnika doprawiona szczyptą erotyki
- Jak na debiutancki projekt, który przeleżał w szufladzie 30 lat jest bardzo dobrze zarówno pod względem scenariusza jak i oprawy graficznej
- Kreacja głównego bohatera i zapadające w pamięć dialogi
- Dopracowane rysunki wyróżniające się dbałością o najmniejsze detale
- Staroszkolna stylistyka w połączeniu z czarno białą konwencją nostalgicznie nawiązuje do klasyki polskiego komiksu
- Wydanie w dużym formacie i w twardej oprawie
Minusy
- Nie stwierdzono
Prześlij komentarz